Archiwum październik 2002


paź 28 2002 Zmeczenie
Komentarze: 1

Zmeczyl mnie... Kolejny raz przyszedl i zmeczyl mnie swoja gadanina. Swoim ulozeniem. On lubi wszystko miec poukladane. Nie rozumiem tego, przeciez to nic zlego. Bycie ulozonym to pozytwyna cecha, tyle tylko ze wyczuwam gdzies w tym wszystkim jakas cholerna malostkowosc. Jakis drazniacy brak spontanicznosci. Ok, sam nie jestem ulozony, mam rozjebane zycie, czesto nie potrafie tego wsztystkiego poskladac do kupy. Jednak gdzies tam widze, ze u niego jest podobnie. Ze taki planistyczne podejscie do zycia paradokasalnie go od niego oddala. W sensie, on przed nim w ten sposob ucieka. Nie mowie, ze moje zycie jest lepsze, jednak jego podejscie wydaje mi zle. Zalezy mi na tym, zeby to zle nie zabrzmialo dlatego uscisle: Naprawde podziwiam ludzi z zelazna konsekwencja, z jasnym planem na zycie, ludzi aktywnych. Podziwiam ich i im zazdroszcze. Jednak u niego wyczuwam jakas wewnetrzna presje, czyli, ze jego plany tak naprawde nie sa zgodne z jego psychicznymi potrzebami. W skrocie: oklamuje sam siebie w imie jakiego celu. Ha.. Wlasnie! Cel. Widac, ze jest to kobieta. Co nie znaczy, ze kiedys byl on inny. Po prostu ona uaktywnila w nim chora potrzebe planowani i starania sie (jako ucieczki przed zyciem)  Gdzies to chyba zawsze w nim tkwilo. Stara sie dla niej. Zeby nie wypadl w jej oczach zle. Bardzo sie stara. Ona uwaza, ze on jest ambitny. Ale jego aktywnosc nie wynika z tego, ze sam tego potrzebuje, ale robi to dla niej. Czy to jest ok? Dla mnie on zyje w kurewskim kieracie, ktory zreszta sam sobie narzucil. Sumarczynie dzieki temu pewnie sie rozwinie, ale gdzies odplynela jego wolnosc psychiczna. Ja nie moge przyjac takiego modelu zycia. Jesli bede sie rozwijal chce to robic dla siebie. Nie chce poswiacac swojego zycia dla kogos. Oczywiscie wiem dlaczego on to wszystko robi. Bo takie dzialanie daje mu sens zycia. A oprocz tego zabija jego samotnosc. Taka rezygnacja z wolnosci nie byla widac dla niego wysoka cena za to wszystko. Nie potepiam go, wiem co to samotnosc. I w zasadzie to tyle..........

broken : :
paź 19 2002 Bez tytułu
Komentarze: 1

Przyjelo sie uwazac, ze ojciec na dla syna jest kims wielkim, czasem nawet bohaterem! A ja kurwa za cholere nie moge sobie przypomiec zeby kiedykolwiek tak bylo! Moze bylem tak mlody, ze nie pamietam... Wiara w niego zostala rowniez zniszczona tak dawno, ze nie moge sobie przypomniec kiedy tak naprawde ufalem jego slowom. Natomiast dokladnie pamietam te chwile psychicznego zmeczenia, gdy przebywalem w jego towarzystwie. Czasami jednak nie bylo to tylko zmeczenie. To byl ogromny drenaz mozgu. Rznal moja delikatna psychike prawie bez opamietania. Najgorsze bylo to, ze ja mialem wierzyc, ze to dla mojego dobra wszystko. Nie mialem oczywiscie pojecia, ze mam do czynienia z zachwianym czlowiekiem, ze on jest najzwyczjanie pojebany! Jednak oczywiscie zlosc we mnie narastala. Bez mojej woli. Organizm nie da sie oszukac. Walczylem z tym mysla wierzac, ze jesli on robi cos dla mnie dobrze, to czemu sie wkurwiam? Tej sprzecznosci nie potrafilem zalatwic inaczej niz tylko zdystansowac sie do siebie, a w praktyce wyprzec sie siebie. Inaczej nie wytrzymalbym z tym wariatem. Najgorsze w takich sytuacjach jest to, ze nie ma dobrego rozwiazania. Bez dystansu do siebie po prostu bym chyba umarl, z dystansem tak jak napisalem: wyparlem sie siebie. Ta metoda calkiem niezle sie sprawdzila, ale oczywsicie zaplacilem duza cene, nadal place. Zyje jak za szyba. Nie potrafie zblizyc sie do ludzi. Nie realizuje sie i cierpie. Czuje, ze zycie przecieka mi przez palce. Przezylem, ale nie potrafie sie cieszyc, nie potrafie normalnie zyc...cdn

 

broken : :