Komentarze: 2
Moja matka zabiera mi życie... Kocham ja i pewnie dlatego nie moge sie wyzwolic z tego JEJ jeku w mojej glowie. Tak! Bo ona ciagle jeczy w mojej glowie proszac, aby sie nia zaopiekowal. Nie moge tego zniesc. Agresja wyzera mnie od srodka i pali mnie! Jej postepowanie zdusilo moja spontaicznosc moja energie. Za kazdym razem kiedy chce byc zdecydowany i zasadniczy odzywa sie jej jek w mojej glowie. Zyje w cholernym poczuciu winy. Chcialbym cos zrobic, wrescie sie yrwac, ale niewidzialne szpony w mojej psychice nie pozwalaja mi sie ruszyc. Ale szarpie sie i wlasnie stad to cierpienie i agresja. Cierpie trawiac w sobie JEJ smutek, niepewnosc, lek i samotnosc. Bo to nie sa MOJE emocje. To rzeczy, ktore przekazala mi w dziecinstwie. Nie potrafie sobie z tym poradzic. Czasami mam wrazenie, ze urodzila mnie tylko po to, aby zabic swoja samotnosc. Gdzies tam wybaczylem jej, bo wiem, ze nie jest do konca tego swiadoma i wiem jakie pieklo przeszla w zyciu. Wiele dla mnie zrobila, naprawde wiele, ale czuje sie tak jak w zlotej klatce! Czuje sie jakby podawano mi slodki narkotyk w zamian za to, abym zyl wedlug JEJ zasad. I zebym cos poradzil na jej los. A ja na Boga mam przeciez wlasnie zycie! Chce sie cieszyc! A kurwa nie moge, bo ciagle w mojej psychice zakorzeniona jest jej cierpiaca postac. Jak to kurewsko mnie meczy....